Poczekana

Poczekana 1
  • lokalizacja: dzielnica Szczakowa, w pobliżu Cementowni przy ul. Jana III Sobieskiego
  • koordynaty: +50° 14′ 19″N +19° 18′ 17″E

Ruiny restauracji z początku XX wieku, zlokalizowanej w pobliżu dawnej cementowni. Nazwa najprawdopodobniej nawiązuje do faktu, że w restauracji można było poczekać na swoją zmianę w cementowni. Poczekana to nie tylko restauracja, mieściło się tam również kasyno, ogród, a przed wojną organizowane były festyny, przyjeżdżało kino objazdowe. Pierwszy telewizor w Poczekanie pojawił się chyba w latach 60. Krzesełka porozkładane, przychodziło się na “Zorro”.

Trumna zamiast Królewny Śnieżki czyli wspomnienia Pani Anny Stelmachów, 69 lat:
“Moja mama skończyła konserwatorium muzyczne. W cementowni prowadziła chór. Ja zostałam przyjęta do pracy w klubie cementowni Szczakowa, tak zwanej Poczekanie, 4 grudnia 1973 roku w charakterze kulturalno-oświatowca i bibliotekarki. Potrzebowali kogoś, kto by rozruszał towarzystwo.

Dzielnica była bogata w ludzi, tylko mocno zapyziała. Jedyną rozrywką dla dzieci była szkoła i mój klub. Nie chcę się chwalić, ale skupiałam tam 46 osób. Mieliśmy chórek, zespół teatralny i taneczny.

Czasami mi odbijało. Jak robiłam układ, to nie był zwykły taniec, tylko obrazek. Zaczynają werble: ta tarata tam ta tamtam! “Czy pozwoli panna Krysia?” – pyta ułan. Dziewczyna w kiecce empire, na paluszku zgodnie z modą kolorowa chustka. I cztery pary tańczą! W trakcie balu przychodzi adiutant. Muzyka się urywa, a potem nagle: tam ta tam tatata tam! Wezwanie do boju. Dziewczyna macha chusteczką na pożegnanie.

Z tego, że na całą cementownię był tylko ten jeden klub, wynikały czasem rozmaite historie. Na przykład wieczorem w klubie siedzimy, a tu otwierają się drzwi i trumnę nam wnoszą. Kościół był dostępny, ale nie każdy mógł czy chciał skorzystać i pogrzeby organizowano też u nas.

Raz przygotowywaliśmy “Królewnę Śnieżkę” w związku z nowym rokiem. Dzień wcześniej przyszykowałam wszystko. Za kurtyną położyłam nawet czerwone jabłko, które miała Śnieżce podać czarownica. Przychodzę po południu, a tam katafalk! Na dodatek ktoś zeżarł jabłko. I nici z występu. Dzieciom było żal strasznie. Nie wiedziały, jak ja się mściłam za te trumny. Jak już mieli taką zabierać, to ja – szast, prast – zwijałam czerwone flagi, którymi je zawsze nakrywali. A potem do krawcowej i robiły się spodnie, spódniczki i bluzeczki dla dzieci. Czerwonych kostiumów zawsze mieliśmy pod dostatkiem.”

Źródło: Wkimapia.org oraz Wyborcza.pl